Kilka wskazówek dla kierowców miejskich: co warto wiedzieć i czego trzeba się nauczyć

Czy to przypadek, że – z wyjątkiem kierowców ekstremalnych, zawodowców, których widać w telewizji – najtrudniejszą przeprawą jest na ogół ta w mieście? Nie, nie przypadek ani też żadna przesada. Nawet jeśli jazdę w ogóle, znajomość znaków drogowych, regularne zmiany organizacji ruchu i plan wszystkich robót drogowych masz w jednym paluszku, to nikt, nawet Ty, nie jest na tyle mocny, aby przewidzieć to, co zrobią inni. I o tym jest ten artykuł.

Gdy jadę drogą szybkiego ruchu, to – jak każdemu – zdarza się widzieć rzeczy niecodzienne i kuriozalne. Tak, zdarza się. Ale gdy poruszam się w mieście (i nawet nie muszę kierować samochodem, gdyż równie dobrze widać to przez szybę autobusu czy z poziomu roweru), to „zdarza się” zamieniam na „dzieje się stale” coś dziwnego. Wciąż i wciąż pojawia się ktoś, kto ma prawo do jazdy od wczoraj albo od 15 lat i dziś sobie o tym przypomniał. I ten ktoś właśnie robi na drodze coś takiego, że uśmiecham się w duchu, że nie ma mnie obok niego.

W ruchu miejskim panują w rzeczywistości 3 zasady. Pierwsza stanowi o tym, że jest prawo, kodeks, są normy, zasady i przepisy, których przestrzegać trzeba głównie po to, aby możliwy był płynny i pozbawiony niebezpieczeństwa ruch. Druga to taka, w myśl której Ty jako kierowca zjadłeś już wszystkie możliwe rozumy, wiesz wszystko o wszystkim, jesteś jeżdżącą wyrocznią i jako jedyny nie popełniasz błędów. I to właśnie Ty widzisz te wszystkie dziwne rzeczy na drodze. Trzecia z kolei brzmi mniej więcej tak: na drodze wciąż pojawiają się jakieś cuda. Czasami są udziałem pracowników rozstawiających znaki czy barierki, a czasami powodują ją kierowcy czy piesi.

I wszystkie one w jakiś fantastyczny sposób istnieją obok siebie.

Ponieważ w rzeczywistości prawo o ruchu drogowym można uznać za zbyt idealne, aby cokolwiek gwarantowało, trzeba założyć, że każdy, kto trafia na asfalt, prawdopodobnie popełni błąd. Każdy, czyli Ty także. Wiedz, że to, co dla Ciebie jest nawykiem, na który już nie zwracasz uwagi albo zachowaniem z Twojego punktu widzenia dopuszczalnym, u kogoś może wywołać nagły skręt kierownicy. A ten nagły i – według drugiej osoby – uzasadniony manewr jest z kolei groźbą dla kogoś innego… I tak dalej.

Wyszliśmy więc z założenia, że omylność mamy w naturze. I nieważne, czy się z tym zgaszasz – tak jest naprawdę. Ta omylność własna, jak i przekonanie, że w każdej chwili jakiś uliczny czarodziej wykona rzecz zachwycającą w swojej niedorzeczności, powinna skłonić Cię do pewnych przemyśleń, a te jak najszybciej powinny przerodzić się we właściwe nawyki. Przydatne nawyki. Dlatego przedstawiam Ci kilka refleksji podane jak na tacy.

Posiadanie oczu dokoła głowy powinno być również Twoją cechą. To doprawdy przykre, gdy widzę za kierownicą tego Pana albo Panią, którzy prawdopodobnie chcą mnie zabić albo co najmniej wyrządzić krzywdę tym, że beztrosko jadą 50 km/h miastem, pokonują kolejne skrzyżowania bez sygnalizacji świetlnej, a to wszystko z telefonem trzymanym przy uchu. Brak wolnej ręki i bardzo, bardzo opóźniona reakcja na wszystko, co nie przystaje do monotonnego ruchu drogowego to mocno prawdopodobne czyjeś kalectwo albo śmierć. Gdy przyjaciel opowiada mi o tym, że słucha jakichś nagrań w samochodzie, które wymagają uwagi i koncentracji, to staram się mu przynajmniej delikatnie zwrócić uwagę na to, co tak właściwie robi.

Nie myślisz o kierowaniu, gdy kierujesz? Tak, to oczywiste. Dlatego nazywa się to nawykiem. Ale czy to oznacza, że unikniesz dzięki brakowi myślenia zderzenia czy potrącenia? Na pewno nie, jeśli wyłączyłeś mózg i wpadłeś w całkowity automatyzm.

Patrzenie w lusterka to nie lada umiejętność. Przekonuję się o tym zawsze wtedy, gdy wychodzę ze sklepu i usilnie najeżdża mnie jakiś samochód. To rzadkość? Nic podobnego. Jeśli tak fundamentalna umiejętność zdaje się być tak wyjątkową i unikalną, to doprawdy nie zazdroszczę motocyklistom. Jak się okazuje, to motocykliści, rowerzyści i przechodnie padają ofiarą takich fajtłap, które nie potrafią skorzystać z lusterka. A są aż trzy. A przecież oczekuje się, że kierowca od czasu do czasu spojrzy również przez ramię (drogi kierowco, staraj się, aby było to prawe ramię) i upewni się, że jego wspaniały spojler nie zasłania mu kogoś, kogo planował właśnie potrącić.

Tak, oglądaj się czasami. Nie na innych, lecz za siebie.

No jasne, że każdy z nas co najmniej raz przejechał przez skrzyżowanie, które zachwyciło go pomysłowością drogowców. One są i można z nimi wojować, ale na pewno czasami trzeba przez nie przejechać. Jeżeli Ty, najbardziej wytrawny kierowca, jakiego znasz, czasami łapiesz się za głowę albo za szczęśliwy guzik wybawiający z opresji, to co mogą zrobić ci gorsi od Ciebie? Uważaj na skrzyżowaniach. Właśnie podczas ich pokonywania wytęż na chwilę uwagę i dzięki temu ciesz się kolejnym sukcesem. Czasami naprawdę jest to przygoda zakończona sukcesem.

Kierunkowskaz nie tylko swoją nazwą nastręcza kłopotów. Tak zwany migacz to chyba ulubiony powód do narzekań ludzi, z którymi zdarza mi się jeździć. Czy naprawdę oznacza to, że już nikt z tym kilkusekundowym wyprzedzeniem nie myśli i nie pamięta, by go uruchomić? Gdy idę, to zauważam, że przez kilka lat nabyłem już nowe zachowanie: stojąc przy przejściu dla pieszych, które jest blisko skrzyżowania, nie ma mowy, aby zakładać, że brak sygnału skręcania oznaczał, że nikt nie skręca. Po prostu nie sygnalizuje się tego aż do chwili, gdy pieszy leży na masce i wybałusza oczy ze zdziwienia.

Co można tu więcej napisać? Nic. Chyba tylko: pamiętaj, że istnieje kierunkowskaz i przypomnij sobie, do czego służy i jak go obsługiwać.

Ktoś napisał kiedyś „kooperatywne zachowanie”. Brzmi pięknie: kierowca i kierowca współpracują ze sobą, na zwężenie wjeżdżają „na zakładkę”, racjonalnie ustępują sobie, nie wymuszają, zwracają uwagę na znaki, na oznaczenia na drodze… Tak, brzmi naprawdę pięknie.

Gdyby się jednak zdarzyło, że naprawdę należysz do elitarnego grona tych, dla których zarówno przepisy drogowe, rozsądek w czasie jazdy i kultura prowadzenia mają jakieś znaczenie, to nie zniechęcaj się. Tylko dobrym przykładem, które już prawie wyginęły, możesz pokazać, że istnieje alternatywa dla ignorantów-morderców, kretynów sądzących, że są sami na drodze i namiętnych fanów klaksonu i wyrazów powszechnie uznawanych za obraźliwe.

Jak widać, nie tylko opony potrafią zapewnić bezpieczeństwo na drodze. W zasadzie są niczym, jeśli trafisz na kogoś, kto i tak chce Ci zaszkodzić. Nie zdołasz nikogo nauczyć poprzez wymachiwanie pięściami, lecz masz szansę na to dawaniem właściwego przykładu. A ja życzę Ci wytrwałości.

Może Ci się również spodoba

3 komentarze

  1. Martyna pisze:

    Niestety, w przypadku tak skomplikowanej sieci powiązań jaka istnieje w ruchu drogowym, każdy musi być świadomy swoich czynów oraz wziąć odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale i za innych. I przede wszystkim myśleć. Wystarczy jedna osoba którą poniesie brawura lub coś w tym stylu i wypadek gotowy.

  2. Andrzej pisze:

    Właśnie najgorsze jest to, że ja mogę jeździć wzorowo i zawsze dobrze, a wystarczy kilka sekund i coś złego się stanie – przez nieuwagę innej osoby…

  3. Hubert Jurys pisze:

    To prawda. Zwróciłeś uwagę na rzeczy, które w zasadzie są najistotniejsze. Najbardziej i tak drażnią mnie fagasy, którzy przekonani że droga jest wyłącznie na ich wyłączność śmigają po niej nie zwracając uwagi ani na przechodniów, ani na pozostałych kierowców.

Skomentuj Hubert Jurys Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *